środa, 22 czerwca 2011

When the Sun Rises In the West

Nareszcie...nareszcie wakacje..wiem,to takie dziecinne cieszyć się z wakacji podczas gdy większosć znanomych ma poprawki i sesje..a jednak bardzo się cieszę. mam wrażenie jakby kamień spadł mi z serca.cóż o jeden kłopot mniej...Czas na odpoczynek,chodź z własnego doświadczenia wiem jak zwykle z nim jest.Zawsze znajdzie się jakiś powód by zjebać sobie cały dzień...ba,ostatnim razem było to pół roku.Pół roku znikomej egzystencji,gdzie przez kilka dni nawet nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Jednak to potrafi niszczyc człowieka. Nie będe tutaj przybliżać ciekawostek z mojej przeszłości,z życia które często przypomina wir następujących po sobie zdarzeń, w których sama nie mogę się odnaleźć. Często nie wiedziałam co się ze mną dzieje...i czas na wielkie zmiany i poważne decyzje. Niektóre były ciężkie,ale tak będzie lepiej...
Żyjąca w ciągłej fikcji i zauroczona ostatnim odcinkiem gry o tron,nie patrzę w przyszłość,wolę zająć się teraźniejszością,poświęcić czas ludziom którzy byli blisko i którym nie zawsze potrafiłam pomóc...Wiem,marnie piszę...ale chciałam się z kimś powiedzić tym co czuję. ostatnio znów ogarniają mnie sprzeczne myśli.nie będe ukrywać,że boję się...boję się samej siebie.

1 komentarz:

  1. Wow... Jestem w szoku. Widzę wiadomość od Ciebie, a tu niespodzianka - link :* Cieszę się :)
    Ojjj *mocno tuli*. Gra o tron, Dany i smoki, głowa Neda nabita na włócznię... Biedna Arya, biedna Sansa... A Robb i Jon są za seksowni.
    Znam to. Często boję się samej siebie, ostatnio coraz częściej. Krzywdzę ludzi, nienawidzę tego...
    Dobrze Cię mieć - nawet jeśli mieszkamy tak daleko od siebie...

    OdpowiedzUsuń